Wylądowałyśmy na lotnisku Suvarnabhumi około 6 rano czasu lokalnego. Leciałyśmy tajskimi liniami, które szczerze polecam ze względu na komfort i obsługę całego rejsu. Miałyśmy lot bezpośredni Londyn – Bangkok (trwał około 13 godzin). Z tego co się orientuję z Polski nie ma lotów do Tajlandii bez przesiadek. Po wylądowaniu przeszłyśmy jeszcze żmudną odprawę, po której z wizą w paszporcie mogłyśmy szukać transportu do naszego hotelu. Po zorientowaniu się co, gdzie i jak zdecydowałyśmy się na taksówkę. Na lotnisku jest to dość prosty zabieg. Wybiera się rozmiar taxi i podchodzi do automatu po bilet. Później numer z biletu wyświetla się nad taksówką. Tajowie raczej znają angielski, więc nie ma większych problemów z komunikacją. Droga do hotelu zajęła nam około 40 minut, więc mogłyśmy podziwiać miasto i robić pierwsze zdjęcia. Na miejscu musiałyśmy czekać kilka godzin na meldunek, więc pomimo zmęczenia obeszłyśmy okolicę by zorientować się, gdzie co jest. Pierwszego dnia musiałyśmy trochę odespać, ale wieczorem byłyśmy gotowe do dalszego działania. I pojechałyśmy na JJ Market Nocny.
Środkiem transportu, jaki wybrałyśmy tym razem był tuk – tuk. Niesamowita przejażdżka tym bardziej, że prowadził go młody Taj, który nie szczędził gazu. Nawet nie wiedziałam, że tuk – tuki mogą wyciągnąć taką prędkość, momentami miałam śmierć w oczach. Doszłam do wniosku, że dla Tajów Bóg wymyślił inny rodzaj przepisów drogowych, albo raczej ich brak. To wolna amerykanka! Wyobraźcie sobie, że skuterem jadą trzy osoby albo matka trzyma niemowlę na kolanie. Żadnych zabezpieczeń! O dziwo gdzieś słyszałam, że wypadki drogowe w Tajlandii często powodują turyści, którzy wypożyczają różnego rodzaju środki transportu i próbują kierować się zasadami ruchu drogowego.
Gdy już dotarłyśmy na miejsce naszym celem był zakup ubrań, które spełniają wymogi by wejść do buddyjskich świątyń. Ubrania muszą zakrywać ramiona i uda, w niektórych świątyniach całe nogi. Na nocnym targu można dostać wszystko. To mieszanina barw, smaków i zapachów. Po zakupach, które są naprawdę w przystępnej cenie, wieczór spędziłyśmy w centrum. Bangkok to miasto, które nie śpi.
To miejsce pełne kontrastów, gdzie przepych miesza się z biedą, zabawa z ludzką tragedią. Chodząc tak po ulicach natknęłyśmy się na kilkuletnie dziecko, które pomimo późnej pory żebrało obok przejścia dla pieszych. Po jakimś czasie wracałyśmy tą samą drogą i zauważyłam, że tą małą dziewczynkę zabrała jakaś kobieta, która rozliczała jej zarobek. Kogoś może nie razi taki obraz, mnie jednak porusza do żywego.
Na drugi dzień naszej wyprawy zaplanowałyśmy zwiedzanie świątyń i Skybar, którego nie możecie przegapić będąc w Bangkoku. W swoim notatniku ten dzień nazwałam „Kruki i papugi”. Jak już wcześniej wspomniałam, Bangkok to miasto wielkiego kontrastu, a symbolem tego stały się dla mnie właśnie kruki i papugi, które towarzyszyły nam podczas zwiedzania świątyń.
Zdążyłyśmy odwiedzić dwie świątynie. Pierwszą była Wat Arun – Świątynia Świtu. Leży ona nad zachodnią stroną Menamu i pokryta jest tłuczoną porcelaną. Ciekawostką jest, że porcelana ta pochodzi z Chin i była używana jako balast w łodziach.
I tam okazało się, że strażnik świątynny nie chce nas wpuścić, bo nasze sukienki jego zdaniem były za krótkie. Z pomocą przyszło nam stoisko obok świątyni, gdzie Tajka wypożyczała i sprzedawała ubrania. Zakupiłyśmy szersze spodnie, które założyłyśmy pod sukienki i tym sposobem wyglądałyśmy jak dwie alladynki. Spodnie kosztowały 100 bathów (ok. 10 zł). Wejście do świątyni to koszt 50 baht.
Druga świątynia, którą zwiedziłyśmy to Wat Benchamabophit Dusitvanaram. Znaczenie dosłowne to Świątynia Piątego Króla leżąca blisko Pałacu Dusit. Bardzo różniła się od Wat Arun. W tej świątyni można było wejść do środka. Na zewnątrz znajdowały się krużganki przedstawiające 52 wizerunki Buddy.
Świątyń do zwiedzania w Bangkoku jest naprawdę dużo, a mając mocno ograniczony czas warto zobaczyć jakieś wybrane. Niestety, ale nie zwiedziłyśmy Pałacu Królewskiego i Świątyni Szmaragdowego Buddy, ponieważ był tam remont. Poza tym, nie wiem czy wyrobiłybyśmy się z czasem.
Trzecim planowanym miejscem był Sky Bar, The Dome at Lebua State Tower.
W Bangkoku jest wiele sky barów, ale my zdecydowałyśmy się na ten rozsławiony przez film Kac Vegas. Znajduje się on na 63 piętrze. Podobno obowiązuje tam dress code, ale wpuszczali wszystkich bez względu na ubiór. Może to wynikać z faktu, że sky bary podzielone są na część restauracyjną i barową. My odwiedziłyśmy tą drugą, gdzie na szczęście nikt nie zwracał uwagi na ubiór. Godziny otwarcia to 18.00 – 1.00. Poradzę wam, żeby przyjść trochę wcześniej dzięki temu unikniecie tłoku przy barze i zrobicie piękne zdjęcia nie czekając w kolejce do barierki.
Po intensywnym dniu zrelaksowałyśmy się na dachu naszego hotelu, gdzie znajdował się basen.
Zapraszam was na kolejny wpis: Przystanek 2 Phuket!
Awesome post. I check out your blog site quite regularly,
and you’re continuously coming up with some decent staff.
I shared this blog post on my Tumblr, and my followers liked it!
Would love to see more from you!
Pг᧐baƅly one of my most favorite blogs to
reаd in the morning with a muɡ of cappuccino !
Youг manner is quite սnusuɑl compared to other folks I’ve
checked stuff from. Thanks a lot for sharing ԝhen yoᥙ’ve
got the oppoгtunity, guess I’m ɡoing to bookmark this post.
Nice! Thanks a lot for this information!