Zmiana.. jakakolwiek.. żeby coś zmienić trzeba najpierw chcieć. Potem działać. Znam tylu ludzi, którzy chcą zmienić siebie, coś w życiu a pozostają na etapie niekończącego się „CHCENIA”. Nie podejmują żadnych działań nawet tych najmniejszych. O przepraszam zagalopowałam się, podejmują jedno malutkie – a mianowicie ciągle o tym gadają, jak to chcą się zmienić itp. To jedyne działanie, na jakie ich stać. Niestety, ale pomimo gadania niesmak pozostaje w ustach, bo nic się nie dzieje, nie zmienia się. Oni dalej tkwią w tym bezsensie, który tak bardzo im przeszkadzał, że postanowili mówić o zmianie i nic. Ten dyskomfort pozostaje w psychice i będzie tam tkwił pomimo naszych prób zepchnięcia go do czeluści nieświadomości.
A przecież tak niewiele potrzeba by ruszyć z miejsca, bo chęć już jest. Możesz należeć, albo chociaż spróbować znaleźć się po drugiej stronie muru. Tylko musisz zacząć działać. Załóżmy, że wchodzisz w to. Ok. Ale nie wiesz jak. Ja myślę, że wiesz. Tylko się trochę zastanów. Twoim celem jest zmiana, ale nie na chwilę jak tysiąc razy wcześniej, lecz taka na zawsze. Zmiana która sprawi, że dyskomfort Cię opuści. Nie będzie idealnie, bo nigdy nie jest, ale będziesz bardziej pewny siebie, twoja samoocena wzrośnie, będziesz bardziej odporny na stres. Tylko jest jeszcze ten mur.. no i ta wymarzona druga strona. Ten mur, który nie pozwala ci działać to twój strach. Strach przed zmianą, o której marzysz.
Dlaczego w ogóle go czujemy? Nie będę tu się rozpisywać na czym polega jego biologiczna funkcja. Strach jest nam potrzebny, bo ostrzega nas przed niebezpieczeństwem. Ale bać się czegoś irracjonalnego przeszkadza nam w rozwijaniu się, poczuciu naszej sprawczości. W skrajnych przypadkach upośledza codzienne funkcjonowanie. Boimy się tego, co nas czeka, a raczej tego czy sobie poradzimy. Bo przecież tak nam zależy, żeby się zmienić. Pokonać strach można przez pragmatyczne podejście do niego, przez nasz racjonalizm. Pomocna jest także wizualizacja czyli wyobrażanie sobie konkretnej sytuacji, gdy nie towarzyszy nam strach. Gdy już to opanujemy oznacza, że wspinamy się na mur. W dalszym pokonaniu drogi pomogą konkrety czyli cele. O głównym celu nie mówię, bo główny znamy. Te konkrety to drobne kroki, które jasno i klarownie powinniśmy ustalić. Planowanie, organizacja, wytyczanie kolejnych punktów do odhaczenia to trochę żmudne zajęcie, a realizacja ich wymaga od nas samodyscypliny. Jednak to jest właśnie to DZIAŁANIE, które musimy wprowadzić w życie by coś zmienić. Lecz nie wszystko zależy tylko od nas samych. Potrzebujemy grupy wsparcia i nie mówię tu o dwudziestu osobach, które za każdym kroczkiem będą bić Ci brawo. Może to być jedna, ale zaufana osoba, która wierzy w Ciebie bardziej niż Ty sam. Po co nam ktoś taki? A po to, że droga do zmiany często jest trudna i wyboista, a jeśli dołożyć do tego zdarzające się porażki, nasze lenistwo i tym podobne, szybko się załamujemy i poddajemy. To klasyczny słomiany zapał. Mając przy boku osobę, która nas wysłucha, będzie znała konkretny cel naszej zmiany i która jest na bieżąco wydarzeń, nie poddamy się tak łatwo dzięki niej. Taki przyjaciel, który kopnie w tyłek i powie „no co ty, już tak daleko zaszedłeś” jest na wagę złota. Koniec drogi to ty po zmianie, która staje się nawykiem czyli wchodzi Ci w krew. A teraz do roboty i napisz mi czy było warto.
Pokonać strach to pierwszy krok w drodze naprzód!
Jak to jest u was? Czy boicie się zmian? Czy wasz strach sprawia, że stoicie w miejscu, a życie ucieka wam przez palce? Jak sobie radzicie z lękiem przed zmianą?
Życzę dużo odwagi do wprowadzania zmian w wasze życie, Ewa.