POMOCY, NIE OGARNIAM! – MAŁA ROZPRAWKA O ZMĘCZONEJ MATCE

Ten wpis chodził za mną od dawna. Najprościej opisze go reklama jakiejś herbaty, bodajże Liptona. Scena w windzie, koleżanka pyta koleżanki „jak tam życie młodej mamy?” – „dobrze, to taki cudowny czas” a w myślach „padam na twarz”…. To jak to jest z tym macierzyństwem?

W pierwszej ciąży wszystko jest takie nowe, ekscytujące i nieraz pełne obaw. Nie wiemy do końca co nas czeka, ale bycie kobietą i rola, jaka staje przed nami nabiera w końcu realnego kształtu i wymiaru. Wicie gniazda, urządzanie pokoiku czy komponowanie wyprawki, cały ten rytuał przygotowuje nas do bycia mamą.

W wyobraźni przeżywamy już wspólne chwile, widzimy siebie samych rozpromienionych, w objęciach pachnący bobas, który smacznie śpi lub słodko gaworzy. Nieraz początki takie są, chociaż wiadomo, że dzieci są różne. Teraz zalewa nas fala hormonów, szczęście, podekscytowanie, ale i niepokój oraz ciągła czujność. Ten stan trwa dość długo. Po pewnym czasie zauważamy, że chyba kończy się nam paliwo. Jesteśmy niewyspane, głodne, wyraźnie zmęczone. A o tym  „w byciu mamą” nikt nam nie mówił. Raczej spotykałyśmy się z tajemniczymi stwierdzeniami „teraz sama zobaczysz”, albo ogólnikami „macierzyństwo to cudowne doświadczenie” , „zobaczysz, teraz będziesz się martwić do końca życia!” itp. Itd.

Niektóre kobiety zaczynają przechodzić  załamanie, bo przecież nie tak miała wyglądać rzeczywistość. Ich wizja często składała się z samych dobrych chwil, bezproblemowego brzdąca. W wyobraźni szybko schudły po ciąży i wszystkie pomysły jak wychowywać i pielęgnować swoją pociechę były  w jasnych barwach.

Upadek na ziemię bywa w takich przypadkach bolesny. Także dla kobiet, które wcale nie śniły idealnego scenariusza, a zwyczajnie nastawiały się pozytywnie. Niejednokrotnie sytuacja wymyka się spod kontroli a przewlekłe zmęczenie i brak dostępu do własnego „ja” doprowadza młode mamy do frustracji. Nie będę tu pisać o depresji poporodowej (to na inny wpis), ale niektóre mamy najnormalniej w świecie mylą te pojęcia. Poza tym to ładniej brzmi i zdaje się jest bardziej akceptowane w społeczeństwie „miałam depresję poporodową” niż „wyobrażałam sobie, że będzie inaczej i czuję ogromne rozczarowanie”.

Poza tym ciągłe zmęczenie raczej nie pomaga w pozytywnym nastawieniu. Pół biedy, jeśli młoda mama ma pomoc z zewnątrz. Często są to babcie, czy siostry – dobre ciocie. Celowo pomijam mężów i partnerów, bo ich wyobrażenie pomocy często (chociaż nie zawsze) odbiega od kobiecego. Chcesz być dobrą, kochającą mamą, która ma wiele cierpliwości (morze!!) i spokojnie uczy swoje dziecko świata dookoła. W rzeczywistości często jest inaczej. Budzisz się kolejny raz zmęczona ( a przecież spałaś parę godzin) i w pierwszej kolejności zajmujesz się bejbusiem. Jeśli urodziłaś spokojne dziecię, to masz szczęście, bo może wypijesz szybką kawę. Przy tych bardziej ruchliwych przydałyby się zastrzyki dożylne z kofeiny. Jeśli jesteś jeszcze na urlopie macierzyńskim to ciesz się kochana! Prawdziwy rollercoaster zacznie się jak wrócisz do pracy. I tu pojawia się dylemat: wrócić do pracy czy iść na wychowawczy? Często przemawiają argumenty finansowe (wychowawczy bezpłatny) i zdrowie psychiczne mamusi, czyli codzienny, parogodzinny powrót do dorosłości.

Wiadomo, że wiele nas różni, mamy inne podejście co do opieki, różne sytuacje rodzinne itd. Jednak wszystkie doświadczamy prędzej czy później totalnego zmęczenia i nasze siły psychiczne również ulegają osłabieniu. Często dusimy to w sobie, albo w końcu wybuchamy jak bomba nuklearna, a naszą Hiroszimą jest przeważnie partner, który niczego nie podejrzewał. Albo tak się przyzwyczaił już do naszej zmęczonej postawy, że bierze ją za pewnik. Cóż robi taki partner pod ostrzałem? Zabiera się do pracy? Postanawia w każdą wolną chwilę przejąć pałeczkę? Tak, ale wytrzyma maksymalnie jeden dzień. Potem usłyszymy, że on przecież pracuje, a to też go męczy i obciąża itd. I on nie może do pracy iść zmęczony itp.. Ale najczęściej podczas takiej eksplozji zwyczajnie… ucieka. Mam tu na myśli z domu, chociaż na pewno zdarzały się przypadki dłuższych podróży 😉 .

Za to Ty Mamusiu, bądź silna! Nie możesz uciec, bo cię zlinczują. Podeprzyj się mopem, w oczy zapałki, w usta banana i do roboty!

Chcesz się wygadać, że już nie dajesz rady? Mocno przemyśl (jak znajdziesz czas) odbiorcę swojej wypowiedzi. Wbrew pozorom, matka czy inna kobieta nie zawsze oznacza zrozumienie. Jeszcze potrafią dowalić ci, że niezaradna jesteś. Inne za to wejdą na tor autoanalizy typu „ja to miałam gorzej….”.  Może i miała, bo żyła w innych czasach, przeważnie nie pracowała zawodowo, ale za to zależna od męża w 100%. To tak jak w tym przysłowiu „syty głodnego nie zrozumie”.

Te z nas, które otwarcie mówią o swoim wykończeniu, często wrzucane są do szuflady z tytułem matka maruda. Nikt nie próbuje zrozumieć takiej kobietki, tylko szepcze po cichu, że tyle ma a nie docenia. Nasze społeczeństwo nie toleruje matki kręcącej nosem.  Nie rozumie matki zmęczonej ponad swoje siły, ale ciągle kochającej bezwarunkowo swoje potomstwo.

Tylko my, kobiety młodego pokolenia rozumiemy swoją sytuację, choć nie zawsze to sobie okazujemy. Wydaje mi się, że więcej jest rywalizacji w tym aspekcie życia niż empatii między nami. Może to wynikać trochę z faktu, że kobieta to istota silna z natury, która wiele zniesie, a w niektórych momentach jest wręcz niepokonana. A tu proszę! Przyznać się, że pokonało mnie zwykłe przemęczenie? Że nie mam siły na miłe słowa? Że zapomniałam, co znaczy cierpliwość? Że czuję się więźniem tego zmęczenia? Nieee! Nigdy! To nie w moim stylu. Ja dam radę, a inne osoby wcale nie muszą o tym wiedzieć. No i koło się zamyka, podeprzyj się mopem, w oczy zapałki, w usta banana….

 

Drogie Mojemu Sercu Mamusie! Chyba za mało mówimy o tym, co naprawdę czujemy, co się z nami dzieje. Życzę Wam i sobie więcej odwagi do mówienia wprost „Nie, tak dłużej już nie dam rady” itd. , byśmy nauczyły się mierzyć siły na zamiary, mówić otwarcie. A co do bycia kobietą i matką, to życzę nam więcej empatii wobec siebie nawzajem. W końcu szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko (i mąż) ;).

Buziaki, Mama Ewa

A jak jest u Was?? Czekam na Wasze komentarze!

2 myśli na temat “POMOCY, NIE OGARNIAM! – MAŁA ROZPRAWKA O ZMĘCZONEJ MATCE”

  1. Mam dorosłe dzieci, pamietam swoje marzenia co do mojego macierzyństwa dotyczyły już relacji z nastolatkami pomijałam wczesny etap który jak się okazało był wymagający.

  2. Szczerze ?? Czuje się czasami starsza od mojej babci 😀 Ciężko przechodzone ciąże ,zmęczenie psychiczne , fizyczne , problemy poporodowe , problemy z otyłością po urodzeniu , ciągły strach , zmartwienia , przemęczenie , brak normalnego snu od prawie 6 lat, wychowywanie dzieci praktycznie w pojedynkę i ciągła ta nagonka ,że musisz mieć ugotowane , posprzątane , zadabny dom , zadbana ty i zadbane relacje rodzinne …. Jest to bardzo ciężkie , może kiedyś minie , może nie .. a może zmieni się poprostu moje nastawienie i psychika i wtedy będzie łatwiej? .hymmm.. Nie wiem …. ale wiem jedno , że dzieci darzy się taka miłością , że chyba wszystko jest możliwe i są warte tego wszystkiego 🙃🙃🙃.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *