Świat, który znaliśmy stanął na głowie i zrobił dwa fikołki.. W dobie, w której na każdym kroku media krzyczą do nas „UWAŻAJ!” czujemy się zaszczuci, zniewoleni. Wyjazdy na wakacje czy urlopy dla większości z nas pozostają w sferze marzeń, dlatego zachęcam Was do wojaży w bliskim terenie.
W tym całym zwariowaniu jestem zwolenniczką wychodzenia na zewnątrz, ale nie byle gdzie. Nie usłyszysz ode mnie „idź do galerii, połaź i kup nowy łaszek, a poczujesz się lepiej” . Do parku miejskiego tez Cię nie zachęcę, bo cokolwiek by sądzić o tej epidemii ryzyko istnieje realnie.
Znajdź swój mały azyl spokoju..
Ja zaszyłam się na wsi, gdzie często spędzam czas chodząc po polach i leśnych duktach. Tu bez obawy biorę psa i uprawiam jogging, czy z dzieckiem spaceruje po łąkach. Nie każdy ma taką możliwość, dlatego zachęcam Was do częstych wypadów w plener.
Rodzinny wypad do lasu
Las, do którego się wybraliśmy to dziki skrawek natury. Mieliśmy pewność, że nie napotkamy piechura co 10 minut. Unikajcie tras turystycznych, które do tej pory lubiliście, z wiadomych przyczyn. Lepiej zdecydować się na tereny bardziej niedostępne, mało znane.
Teraz gdy izolacja się wydłuża, a z drugiej strony obostrzenia z dnia na dzień są znoszone większość z nas gubi się w tej sytuacji. Nie wiemy jak się zachować, czy to nie za wcześnie, a może w ogóle źle to wszystko rozegrano? Stres z dnia na dzień się nasila i niby już trochę przyzwyczailiśmy się do całej tej izolacji, nasza psychika powoli zaczyna podupadać. Ja mówię: idź do lasu, na pola! Dla zdrowia swojej głowy!
W teraźniejszym czasie las zachwyca swoim urokiem, czego dowodem są zdjęcia, które zrobiłam. Wszystko kwitnie, zieleni się. Różne gatunki ptaków powróciły do nas i koją dusze swoim śpiewem. Dookoła unoszą się zapachy, które wpływają kojąco na mózg. Bodźce, których doświadczasz na łonie natury wpływają relaksująco i odprężająco na całe ciało i umysł. Stres, niepokój, negatywne myślenie ulatują z każdym krokiem. Jak i las, to i dotlenienie. Piesze wędrówki to zawsze dobry pomysł.
Dlaczego warto jeszcze udać się na wypad do lasu?
Izolacja wiąże się z ciągłym towarzystwem tych samych osób, często domowników. Pierwsze tygodnie mogły być ekscytujące, bo już dawno nie mieliśmy tyle czasu dla siebie nawzajem. Jednak przebywanie razem, na tym samym metrażu tak długi czas bez możliwości odpoczynku od siebie nawzajem zaczyna skutkować spięciami czy kłótniami o byle co. Te sytuacje, wcale nie są nam potrzebne, bo uważamy, że już dość mamy stresu. Pamiętajmy, że kłótnia to też rozładowanie napięcia, bez której byłoby jeszcze gorzej i gorzej.
Wypad na łono natury w gronie tychże domowników, z którymi się izolujemy to wpuszczenie „świeżego powietrza” w nasze relacje. Możemy się od siebie oddalić na więcej niż drugi pokój. Całe otoczenie wokół nas się zmienia, sytuacja się zmienia i nasze rodzinne role. Wydawałoby się, że w tym gronie każdy temat został już wyczerpany, a tu proszę! Nowa sytuacja, nowe tematy. W otoczeniu, które ma charakter otwartej przestrzeni nieraz my sami stajemy się bardziej otwarci i skorzy do zwierzeń. To sprzyja rozmowie jak się teraz czuję, co się dzieje we mnie, jakie emocje się pojawiają. Niejednokrotnie taka sytuacja jednoczy nas od nowa.
Oto efekt małej sesyjki w plenerze (opisy pod zdjęciami):
Widok ze wzgórza.
Dla mnie ta fotografia przypomina ujęcie z filmu „Gladiator”, tu akurat główną postacią jest moja mama.
Jedyne osoby, jakie spotkaliśmy na wyprawie to mijający nas amatorzy sportów wyczynowych, a że jestem fanką tego typu sportu, to zdjęcie musiało się tu znaleźć. P.S. Pozdrawiamy chłopaki!
Niby zwykła, polna droga a tyle ma uroku…
Bandit zaliczał każdą kałużę lub bajorko, labki mają wodę we krwi. Ciężko było zrobić mu zdjęcie, bo to wulkan energii.
Dziadek i wnuk. Młody nie odstępował dziadka na krok. On pokazywał mu ślady saren, łosi i dzików. Odnaleźliśmy „górę borsuczą” – tak ją nazwaliśmy, ponieważ pełna była jam i tuneli, a ślady dookoła wskazywały na te zwierzęta. Na ostatniej fotografii powyżej – chłopaki odkryli błotną nieckę, w której kąpiel zażywały dziki, łosie i sarny.. oraz taki czarny, sapiący, 40 kilogramowy pies 😉 .
Powyżej – fotograficzna perełka nr 1.
Fotograficzna perełka nr 2.
Droga w nieznane… uwielbiam takie…
Przyjrzyjcie się uważnie tej mordce. Tak wygląda najszczęśliwszy pies na świecie, hehe. Obserwować jego na tej wyprawie, jak czerpie radość z wolności i jest ciekawy wszystkiego dokoła. I ten uśmiech – kocham go całym sercem, bestyjkę..
Piękno natury..
Babcia i wnuk. Młody przepada za swoją babcią. Tu Babcia asystuje przy wejściu na parę szczebli ambony. I umówmy się – to świetny punkt do strzelania.. fotek. Na tym poprzestańmy.
W drodze powrotnej..
Dwaj przyjaciele…
Zachęcam Was do takich wypraw.. Nie mając wyboru zacznijmy doceniać to, co jest dokoła.
Robicie teraz jakieś wypady z rodzinką?
Pozdrawiam, Ewa.
Piekne widoki i piekne zdjecia! Powinnas wiecej postowac swoich zdjec! <3
Dziękuję 🙂